Hej :)
Tak jak obiecywałam na koniec swojego bloga opowiem wam jak wyglądała moja przygoda z tańcem.
Zaczęłam tańczyć (jeżeli to można nazwać tańcem ) w wieku 4 lat. Byłam wtedy małym skrzatem jak każdy z was w tym wieku.Od samego początku lubiłam się rozciągać.
Początkowo zaczęło się wszystko od Polki. Taniec ten polegał na kilku obrotach, paru podskokach i tańcu w kółeczku. To są niezapomniane czasy. Do dziś pamiętam stroje w których tańczyłam. Już od tamtego czasu taniec sprawiał mi frajdę!!!!
Rok później taniec ten zmienił się w disco. Mówiłam sobie to już coś poważnego. Bałam się nowego wezwania. Choreografie były nieco bardziej skomplikowane. W taniec ten trzeba było włożyć dużo swojej energii. Jest to taniec łączący Hip-Hop z tańcem powiedziałabym swobodnym.
Przez kilka lat cały czas tańczyłam Disco. Wraz z zespołem zajmowaliśmy dosyć wysokie miejsca.
Była to dla nas ogromna zabawa. Każdy wyjazd dawał mi nowe doświadczenia i poznawanie nowych ludzi.
Po tych kilku latach w tymże energicznym tańcu totalnie zmieniłam styl.
Chciałam spróbować tańca współczesnego który od zawsze do mnie przemawiał. Mimo że byłam wtedy w 5 klasie podstawówki to z reguły potrafiłam zrozumieć przesłanie etiudy. Dawało mi to zawsze dużo do zrozumienia. Najpierw układy te były słabsze, z czasem coraz lepiej mi szło. Nigdy nie odważyłam się stworzyć swojej solówki czy duetu, zawsze tańczyłam z zespołem.
Z biegiem czasu zajmowałyśmy coraz wyższe miejsca, układy były o coraz to trudniejszej tematyce.
Dotyczyły chociażby tego jak ważna dla człowieka jest woda , czy że każdego z nas czeka śmierć a ten drugi świat istnieje. Wiele razy spotkałyśmy się z gratulacjami Piotra Galińskiego czy po prostu widowni. Krytyka także dawała nam duże doświdczenie, dzięki niej wiedzieliśmy jak uniknąć błędów które popełniamy. Do dzisiaj tańczę i nie mam póki co zamiaru kończyć swojej "kariery". Mimo wyjazdów w sezonie co weekend które utrudniają mi czasem naukę jestem w stanie to pogodzić a przede wszystkim rozluźnić po całym tygodniu.
Powiem jeszcze kilka słów o rozciąganiu.
Tak jak już wspomniałam lubiłam to od najmłodszych lat. Mimo na początku łez i bólu starałam się to przezwyciężyć. Dzięki postępom jakie robiłam do dzisiaj nie mam z tym problemu. Staram się codziennie poświęcać 10 minut na rozciąganie, to niewiele ale strasznie pomaga.WAS TEŻ DO TEGO ZACHĘCAM !!!
Nie chcąc się chwalić potrafię robić szpagaty i skłony bez żadnej rozgrzewki, ale to tylko dzięki ćwiczeniom. Gorąco jeszcze raz zachęcam do regularnych cwiczeń i aktywności fizycznej.
Dziękuję jeżeli przeczytaliście to końca i was nie zanudziłam!!
Pozdrawiam